Hm, tych dwóch panów uwielbiam szczególnie.
Po pierwsze, jeden z nich jest utalentowanym aktorem. Pomijam wszelkie ochy i achy dotyczące jego urody, powzdycham sobie w zaciszu pokoju :) Pozostanę przy suchych faktach: ma wyobraźnię, urzekający głos i duszę muzyka.
Drugi pan natomiast potrafi wszystko ogarnąć w całość, zdecydowanie doskonale brzmiącą i perfekcyjnie prosperującą całość.
A na myśli mam Ryana Goslinga i Zacha Shieldsa, którzy razem tworzą Dead Man's Bones.
Wydali jedną płytę, self-titled w 2009 roku. Ich płyta, ogółem ich muzyka to nasze wszystkie koszmary i koszmarki z dzieciństwa, potwory spod łóżka, cienie na ścianach, tajemnicze chrobotania w szafie i inne gusła i gusełka, z których dziś się śmiejemy. Naprawdę niesamowita koncepcja i bardzo dobra realizacja pomysłu.
Szczególnie polecam płytę w całości, bo tylko w ten sposób można zrozumieć o co chłopakom chodziło.
Skąd skojarzenie? Po raz kolejny zbieg okoliczności i wyczucie czasu. Co prawda bliższe byłoby skojarzenie Grega z solową twórczością Ryana Goslinga, ale tą sobie szczególnie cenię z innymi wspomnieniami :)
Dead Man's Bones i Lose your soul:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz