Było Garbage, będzie She wants revenge.
Muzycznie raczej nie są sobie bliscy, ale te dwa zespoły są w mojej głowie mocno połączone, a to za sprawą teledysku do "These things" w którym Shirley wystąpiła. No i tak wyszło, że na mojej mapie mentalnej trochę przeskakuję bez składu i ładu :)
No dobra, She wants revenge to dwóch panów prosto z Los Angeles. Zawsze jak o nich czytam (tzn. Justinie Warfieldzie i Adamie "Adam 12" Bravinie) wyskakuje hasło "muzyka klubowa", "klubowe hity", "clubbing"... I zawsze wtedy myślę - wtf? No ale, może i w złotej (ch)Ameryce istnieją kluby w których ludzie bawią się do new-wave'owej-post-punkowo-dark-wave'owej-... w każdym bądź razie dark&twisted muzyki. Chętnie owe kluby bym zobaczyła.
To duo wydało dwie płyty: po prostu She wants revenge w 2006 roku i This is forever rok później.
IMO drugi album jest... składniejszy. Lepiej słychać, w którym kierunku panowie idą, czego chcą, czego szukają. A mimo to, więcej chwytliwych piosenek jest na pierwszej płycie. Zdarza się i tak.
Głos Justina to wielka radocha dla osób zakochanych w niskich, nieco chropowatych i niedoskonałych głosach.
A samo She wants revenge jest radochą dla osób, które lubią pokręconą muzykę, lekko przerażające teksty i trochę mniej lekko chore teledyski.
Chłopaki zawsze mówią, że ich bohaterami są Bauhaus czy The Cure. I jeśli ktoś zna i ceni jeden z tych zespołów, w She wants revenge na pewno odnajdzie ducha prekursorów.
Napisałam, że wybrałam She wants revenge ze względu na piosenkę "These things", jednak moim osobistym faworytem jest utwór "Written in blood":